Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlam posty z etykietą restauracje

W metalowej misce...

Jeśli kiedyś byliście w Korei, albo przynajmniej raz zajrzeliście do mojego albumu ze zdjęciami koreańskich potraw na Instagramie (w co głęboko wierzę), to na pewno zwróciliście uwagę że Koreańczycy przy jedzeniu korzystają z metalowych pałeczek, a nierzadko używają również metalowych misek czy nawet kubków. Bibimbap najlepiej smakuje z metalowej miski... Skąd to zamiłowanie do metalu? Istnieje na ten temat wiele teorii. Według pierwszej z nich, w zamierzchłych czasach koreańscy władcy używali pałeczek wykonanych ze srebra, by… uchronić się przed otruciem. W następstwie kontaktu z wieloma związkami chemicznymi srebro ciemnieje; właśnie dlatego wykonane z niego pałeczki miały służyć jako detektor ewentualnej trucizny dodanej do królewskiego pożywienia przez któregoś z przeciwników władcy. Ile w tej historii jest prawdy, nie mam pojęcia. Faktem jest natomiast, że w przeszłości pałeczki wykonane ze złota, srebra czy chociażby mosiądzu były w Korei jednym z wyznaczników statusu

Cykl życiowy koreańskiej restauracji

Jedzenie jest dla Koreańczyków jednym z najważniejszych tematów, być może nawet ważniejszym niż polityka. Świadczy o tym chociażby fakt, że jedno z pierwszych pytań, które zadają sobie znajome osoby, gdy spotkają się na ulicy, brzmi (niezależnie od pory dnia): Bab meogeosseoyo?  (Czy coś jadłeś?). I choć wyjaśnienie co było pierwsze – popyt czy podaż - jest równie trudne jak ustalenie zależności przyczynowo-skutkowej pomiędzy jajkiem i kurą, jedno jest pewne: Koreańczycy bardzo często jedzą poza domem, a zagęszczenie restauracji (szczególnie tych niewielkich, „domowych”) w przeliczeniu na mieszkańca jest naprawdę duże. Jednak życie koreańskich restauratorów bynajmniej do łatwych nie należy, o czym dowiecie się z tekstu poniżej. Nie, to nie pogrzeb! Chociaż, z drugiej strony... Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem przed jednym z budynków w Seulu instalacje kwiatowe podobne do tych na powyższym zdjęciu, byłem przekonany, że… ktoś umarł. Nie wiem jak Wam, ale mnie kojarzą się one ni

Sachaleumsik, czyli świątynne jedzenie

W ostatnią środę, podczas krótkiego pobytu w Seulu, mieliśmy okazję odwiedzić prowadzoną przez buddyjskich mnichów restaurację Balwoo Gongyang , serwującą sachaleumsik (사찰음식), czyli dosłownie świątynne jedzenie. Pora więc na relację z tego unikalnego miejsca. Soljuksim , czyli amuse-bouche Balwoo Gongyang jest prowadzona przez mnichów z koreańskiej zjednoczonej szkoły Jogye . Restauracja jest zlokalizowana się w seulskiej dzielnicy Jongno, vis a vis świątyni Jogyesa , na piątym piętrze należącego do wspólnoty mnichów budynku. Każdy ze stolików znajduje się w osobnym pomieszczeniu, oddzielonym od reszty restauracji przesuwnymi drzwi. Z głośników sączy się nastrojowa muzyka, którą po dłuższej chwili zidentyfikowałem jako… buddyjską interpretację piosenek The Beatles 😎 Menu restauracji zależy od pory roku. My spośród czterech menu znajdujących się w zimowej karcie, wybraliśmy zestaw  won . Jako pierwsze na stole pojawiło się amuse-bouche ( soljuksim ): delikatny grzyb trzęsa

Live from Australia: Tasmania na widelcu

Tasmańska część naszej wyprawy do Australii powoli zbliża się do końca. Jednym z celów naszego wyjazdu było uzyskanie odpowiedzi na pytanie „Czy Tasmania to dobre miejsce do życia?” I choć na ostateczną odpowiedź przyjdzie czas po zakończeniu naszego pobytu, już dzisiaj napiszę o jednym z głównych czynników który będziemy brali pod uwagę – o jedzeniu. Będąc na Tasmanii, trzeba bezwzględnie zamówić tuzin ostryg, bo... Zacznijmy od ostryg. Pierwszy raz w życiu spróbowałem ich trzy lata temu podczas mojej pierwszej wizyty w Australii i od tego czasu zajęły poczesne miejsce na mojej kulinarnej liście przebojów. Podobnie jak koreańskie , tasmańskie ostrygi są bardziej „mięsiste” niż ich europejscy kuzyni. Podobno najlepsze są ostrygi z Wyspy Bruny , ale mnie smakowały wszystkie jakich miałem okazję spróbować podczas naszego wyjazdu – niezależnie od ich pochodzenia. Wynika z tego, że albo jestem ignorantem, albo pozostaję niepodatny na działania marketingowe 😎 Jaka by nie była pra

Z wizytą w Haenyeosikdang

W poprzednim wpisie wspominałem, że zasadniczym celem naszej wakacyjnej wizyty na Jeju było jedzenie. Z tym, że jedzenie nie byle jakie, bo serwowane w jednej z restauracji prowadzonych przez legendarne kobiety-nurków, Haenyeo ( 해녀 ). Pora więc na kulinarny reportaż z tego miejsca. Haenyeosikdang to jedno z nielicznych miejsc, gdzie można spróbować sashimi z morskiego ślimaka. Choć miejsce do którego Was dzisiaj zabiorę, było położone dosłownie dwa kroki od naszego hotelu, łatwo je przeoczyć. Niewielki parterowy domek z płaskim dachem wygląda bowiem bardziej na przydrożną toaletę niż na restaurację, a nadgryziona przez rdzę i ząb czasu tablica z napisem Haenyeosikdang ( 해녀식당 ) sugeruje, że nawet jeśli takowa tu kiedyś istniała, to było to dawno, dawno temu. Jeśli niezniechęceni pierwszym wrażeniem zapuścicie się głębiej, za budynkiem natraficie na jadalnię pod gołym niebem: cztery stoliki nakryte (lepką) ceratą, plastikowe krzesła – wszystko to pod prowizorycznym zadaszenie

W tradycyjnej koreańskiej restauracji

Choć globalizacja wywarła swoje piętno również na tradycyjnych koreańskich restauracjach, wciąż w wielu miejscach – szczególnie tych nieuczęszczanych przez turystów – można znaleźć swojskie i niedrogie jadłodajnie odwiedzane głównie przez miejscowych. Oto czego – poza naprawdę dobrym jedzeniem – możecie spodziewać się w takich lokalach. W tradycyjnej koreańskiej restauracji... Źródło Pierwsza niespodzianka spotka Was już w przedsionku – przed wejściem do restauracji należy bowiem zdjąć buty i zostawić je na podłodze lub odłożyć je na specjalnie do tego celu przeznaczoną półkę. Ale nie martwcie się (pod warunkiem, że nie ubraliście dziurawych skarpetek) – dzięki zwyczajowi zdejmowania butów przed wejściem, koreańskie podłogi są zawsze czyste, a do tego ciepłe – dzięki systemowi ogrzewania podłogowego ondol ( 온돌 ). A widok poważnych biznesmenów w drogich garniturach, którzy zostali puszczeni przez właściciela restauracji w skarpetkach, chyba nigdy nie przestanie mnie bawić