Przejdź do głównej zawartości

Igrzyska się skończyły – i całe szczęście!


Wczoraj skończyły się Zimowe Igrzyska Olimpijskie w PyeongChang. Po raz pierwszy miałem okazję oglądać olimpiadę z punktu widzenia mieszkańca kraju ją organizującego. I czym dłużej ją oglądałem, tym większy czułem niesmak. Przede wszystkim dlatego, że dzięki koreańskim netizens, globalne święto sportu przeistoczyło się w pokaz narodowego szowinizmu i nietolerancji. Kilka przykładów poniżej – część zapewne znacie z polskich mediów, ale o innych być może nie słyszeliście.


Kim Bo-reum przeprasza koreańskich kibiców po zdobyciu srebrnego medalu. Źródło

W zeszłą środę, przed samym końcem konferencji prasowej po finałach wyścigów drużynowych na dochodzenie, holenderski łyżwiarz szybki Jan Blokhuijsen rzucił od niechcenia „Proszę, traktujcie lepiej psy w tym kraju!” Rzecz jasna, chodziło mu o niechlubny proceder konsumpcji psiego mięsa, wciąż praktykowany przez część Koreańczyków. Przed igrzyskami koreańskie władze robiły wszystko, by ten niewygodny temat wyciszyć, m.in. płacąc właścicielom restauracji serwujących dania z psiego mięsa za zamknięcie ich lokali na czas olimpiady. Po z pozoru niewinnej uwadze Blokhuijsena temat powrócił jednak jak bumerang - z tym, że chyba najbardziej ucierpiał holenderski łyżwiarz. Nie wziął bowiem pod uwagę, że Koreańczycy choć grzeczni, uśmiechnięci i kłaniający się wszystkim w pas, mają też bardzo silnie rozwinięte poczucie dumy narodowej, od którego – z przykrością muszę to napisać – do nacjonalizmu już tylko dwa kroki. W rezultacie, na Holendra spadła fala nienawiści koreańskich netizens. Oskarżono go dosłownie o wszystko: stereotypowe myślenie, brak poszanowania koreańskiej kultury i… rasizm. I choć Blokhuijsen niezwłocznie przeprosił Koreańczyków za pośrednictwem Twittera, pojawiły się żądania pod kierunkiem Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, by cała holenderska drużyna została ukarana dyskwalifikacją i odebraniem brązowego medalu za szerzenie przez jednego z jej członków rasistowskich treści! Bez komentarza.

Niestety, nie była to pierwsza manifestacja koreańskiego nacjonalizmu podczas tych igrzysk. Tydzień przed „aferą” Blokhuijsena, tuż po finale łyżwiarskiego wyścigu na 500 m na krótkim torze, koreańska faworytka, Choi Min-jeong została zdyskwalifikowana za zajeżdżanie drogi Kanadyjce, Kim Boutin. W rezultacie ta ostatnia, pomimo upadku, zdobyła brązowy medal. Niestety, radość z sukcesu zepsuli Boutin tej samej nocy koreańscy netizens, zalewając jej konta w mediach społecznościowych falą hejtu, a nawet… grożąc jej śmiercią. Bez komentarza.


Jan Blokhuijsen - holenderski łyżwiarz okrzyknięty w Korei rasistą. Źródło

Do żenującego poziomu netizens dostosowała się koreańska telewizja, o której dokonaniach pisałem więcej w ubiegłym tygodniu. Warunkiem zobaczenia telewizyjnej relacji z jakiejkolwiek ceremonii medalowej było zdobycie jednego z medali przez reprezentanta Korei. To akurat nic nadzwyczajnego – w Polsce też interesują nas wyłącznie ceremonie dekoracji polskich olimpijczyków… Ale uwaga – warunkiem zobaczenia PEŁNEJ relacji z ceremonii medalowej było zdobycie przez Koreańczyka lub Koreankę złotego medalu! W przeciwnym razie transmisja ceremonii wręczenia medali przeistaczała się w transmisję ceremonii wręczenia medalu w określonym kolorze zawodnikowi koreańskiemu. Tak było np. podczas dekoracji medalistów wyścigu drużynowego w łyżwiarstwie szybkim, kiedy to mogliśmy zobaczyć fragment dekoracji Holendrów (trzecie miejsce), całą dekorację Koreańczyków (drugie miejsce) i… to tyle. Złoci medaliści z Norwegii – choć specjalizują się w konkurencji szybkościowej – nie zdążyli wskoczyć na podium zanim transmisja się skończyła i przenieśliśmy się na inną olimpijską arenę, by podziwiać rozgrzewkę koreańskich sportowców. Bez komentarza.

Nacjonalizm nacjonalizmem, ale netizens nie oszczędzili też koreańskich zawodników. Tydzień temu, po sromotnie przegranym wyścigu drużynowym w łyżwiarstwie szybkim kobiet (Korea zajęła ostatnie miejsce, za Polską) rozżalona zawodniczka Kim Bo-reum w wywiadzie telewizyjnym obwiniła za porażkę swoją koleżankę, która jej zdaniem jechała zbyt wolno. Publiczne oskarżanie się przez zawodników z tej samej drużyny też mi się nie podoba, ale to co zrobili koreańscy netizens, przeszło moje najśmielsze oczekiwania! W ciągu nocy stworzona została internetowa petycja zaadresowana do prezydenta Republiki Korei, z żądaniem wykluczenia Kim Bo-reum z reprezentacji olimpijskiej. Następnego dnia rano, w niespełna 12 godzin po zakończeniu wyścigu i feralnym wywiadzie, zebrano pod nią kilkaset tysięcy podpisów, a do końca igrzysk, liczba zwolenników ukarania Kim Bo-reum przekroczyła 600 tysięcy! I choć w ostatnią sobotę zawodniczka ta zrehabilitowała się, zdobywając srebrny medal w wyścigu ze startu wspólnego, a tuż za linią mety jeszcze raz przeprosiła koreańskich kibiców, netizens to nie wystarczyło. W Internecie pojawiła się kolejna petycja – tym razem z żądaniem odebrania jej srebrnego medalu – ponownie skierowana (nie wiedzieć czemu) do… koreańskiego prezydenta! Bez komentarza.


Z powodu tej małej naklejki koreańska sztafeta miałaby stracić złoto... Źródło

Koreańskie społeczeństwo, tak samo jak Polaków, dzielą również poglądy polityczne, więc i lokalnej polityki nie mogło podczas tych igrzysk zabraknąć. Baczny wzrok netizens wypatrzył, że podczas jednego z biegów zawodniczka short tracku, Kim A-lang miała umieszczoną z tyłu kasku maleńką naklejkę w formie żółtej kokardy. Ten symbol wyraża solidarność z rodzinami ofiar promu Sewol, który w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach zatonął wraz z 304 osobami na pokładzie w dniu 16 kwietnia 2014 r. Jednak przez niektórych Koreańczyków, ta mała żółta kokardka utożsamiania jest z atakiem na skompromitowaną, odsuniętą od władzy i przetrzymywaną w areszcie (ale wciąż cieszącą się sporym poparciem) byłą prezydent Park Geun-hye. Nie potrafię znaleźć słów na określenie postępowania zwolenników byłej prezydent, którzy w kolejnej petycji – tym razem zaadresowanej do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego – domagali się ukarania Kim A-lang za publiczną manifestację poglądów politycznych podczas igrzysk. Karą miałoby być odebranie zdobytego przez tą zawodniczkę złotego medalu; problem w tym, że był to medal za zwycięstwo w sztafecie… Bez komentarza.

Trudno się dziwić, że mając takich „kibiców”, koreańscy sportowcy (poza nieszczęsną Kim Bo-reum) po każdej porażce biorą całą winę na siebie, płacząc przed kamerami i przepraszając cały naród. Być może akurat tego zachowania mogliby się od nich nauczyć także polscy olimpijczycy. Chociaż – jeśli dobrze zrozumiałem wczorajszą wypowiedź prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego – główną przyczyną niepowodzeń w PyeongChang były zbyt łagodne polskie zimy… Sorry, taki mamy klimat!

I to tyle ode mnie na temat olimpiady w PyeongChang. Biorąc pod uwagę, że Korea organizuje igrzyska przeciętnie raz na 30 lat (poprzednio w 1988 r.), mamy szansę na chwilę odpoczynku od sportowych i pozasportowych uniesień. A w miejscu przeznaczonym na komentarz, napiszę raz jeszcze: bez komentarza.

Komentarze

  1. Kiedyś na prośbę jednego z koreańskich kolegów przywiozłem z Polski naszą wódkę (Żołądkową gorzką). Po kilku kolejkach soju wyciągnąłem butelkę i rozlałem do kiliszków od soju. Koreańczycy niezbyt obeznani z takimi napojami łyknęli jak soju i co poniektórym lekko wyszły oczy na wierzch 😁 wtedy im powiedziałem: wy pijecie wodę a prawdziwe soju to pijemy my!W Polsce! Juz tak często nie powtarzali w kółko "korean, korean, korean". To samo zrobilem jakiś czas później z polską kiełbasą :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kult zmarłych w Korei

W Polsce dziś Dzień Wszystkich Świętych, a w Seulu dzień jak co dzień. Tym niemniej, to dobra okazja, żeby napisać parę słów na temat kultu zmarłych w Korei.

Dziwne Warzywa: Gosari, czyli liście paproci

Dotychczas paproć kojarzyła mi się przede wszystkim z baśnią o jej kwiecie. I choć w Korei kwiatu paproci nie znalazłem (przynajmniej literalnie), to poznałem tu liczne kulinarne zastosowania tej rośliny. Opowiem Wam o nich dzisiaj w kolejnym odcinku „Dziwnych Warzyw”. Ugotowane liście orlicy najczęściej podaje się jako przystawkę, gosari namul . Źródło . Paproć, a dokładniej jeden z jej gatunków – orlica ( gosari , 고사리 ) na dobre zadomowiła się w koreańskiej kuchni. Ze względu na bogactwo składników odżywczych, przede wszystkim białka, żelaza i wapnia, liście paproci są czasem przez Koreańczyków nazywane „mięsem z gór”. Z gór – bo jak już wspominałem w poprzednim odcinku „Dziwnych Warzyw” , góry pokrywają około 70% Półwyspu Koreańskiego, stając się dla jego przedsiębiorczych mieszkańców rodzajem naturalnej spiżarni 😉 Wiosną Koreańczycy zbierają młode liście gosari . Źródło . W celach kulinarnych wykorzystuje się młode liście orlicy, o długości 10-15 cm, z końców...

Owocowy zawrót głowy

Nie wyobrażam sobie życia bez owoców. Na szczęście Koreańczycy również. To właśnie owoce sezonowe są najczęstszym koreańskim deserem. Przy czym słowo „sezonowe” ma tutaj kluczowe znaczenie, bo owoce dostępne w koreańskich marketach czy na ulicznych straganach w zdecydowanej większości nie pochodzą z importu, lecz są w uprawiane na Półwyspie Koreańskim. Część spośród owoców, które jemy w Korei, zapewne świetnie znacie – choć niekoniecznie w tych samych odmianach. Jest jednak kilka wyjątków specyficznych wyłącznie dla Korei i okolic; to właśnie przede wszystkim na nich chciałbym się w tym wpisie skoncentrować. Chamoe - choć to melon, rozmiarem przypomina raczej... jabłko.  Źródło Zacznijmy od koreańskiego melona, chamoe ( 참외 ). Jest on znacznie mniejszy od swoich dostępnych w Europie kuzynów – długość tego owocu o jajowatym kształcie zwykle nie przekracza 15 cm. Skórkę ma gładką, żółtą, w białe podłużne paski. Miąższ podobny do melona miodowego, ale nieco twardszy i nie ...