Przejdź do głównej zawartości

Dziwne Warzywa: Gosari, czyli liście paproci


Dotychczas paproć kojarzyła mi się przede wszystkim z baśnią o jej kwiecie. I choć w Korei kwiatu paproci nie znalazłem (przynajmniej literalnie), to poznałem tu liczne kulinarne zastosowania tej rośliny. Opowiem Wam o nich dzisiaj w kolejnym odcinku „Dziwnych Warzyw”.

Ugotowane liście orlicy najczęściej podaje się jako przystawkę, gosari namul. Źródło.

Paproć, a dokładniej jeden z jej gatunków – orlica (gosari, 고사리) na dobre zadomowiła się w koreańskiej kuchni. Ze względu na bogactwo składników odżywczych, przede wszystkim białka, żelaza i wapnia, liście paproci są czasem przez Koreańczyków nazywane „mięsem z gór”. Z gór – bo jak już wspominałem w poprzednim odcinku „Dziwnych Warzyw”, góry pokrywają około 70% Półwyspu Koreańskiego, stając się dla jego przedsiębiorczych mieszkańców rodzajem naturalnej spiżarni 😉

Wiosną Koreańczycy zbierają młode liście gosari. Źródło.

W celach kulinarnych wykorzystuje się młode liście orlicy, o długości 10-15 cm, z końcówkami skręconymi w formie charakterystycznych „pastorałów”. Zbiera się je od kwietnia do czerwca, kiedy są najdelikatniejsze. Zaraz po zbiorze poddaje się je blanszowaniu (wrzuca na krótko do wrzącej wody), a następnie suszy na słońcu przez 1-2 dni i przechowuje w lodówce lub zamraża. Przed użyciem suszone liście paproci należy namoczyć w wodzie (najlepiej przez noc). Po wypłukaniu, wrzuca się je do wrzątku i gotuje przez około 15-30 minut z dodatkiem niewielkiej ilości soli. Celem obróbki termicznej jest nie tylko zmiękczenie liści gosari, ale – przede wszystkim – dezaktywacja zawartej w nich tiaminazy – enzymu rozkładającego witaminę B1. Z uwagi na zawartość tego enzymu liści orlicy nie należy jeść na surowo, a ugotowane wykorzystywać jako przystawkę lub dodatek do potraw, a nie główny ich składnik.

Gosari namul - jedna z moich ulubionych koreańskich przystawek. Źródło.

Liście orlicy najczęściej podaje się jako gosari namul (고사리 나물). Namul to po koreańsku warzywo. Po ugotowaniu, liście gosari płucze się w zimnej wodzie, osącza i kroi na mniejsze kawałki (6-8 cm). Potem podsmaża się je przez 3-5 minut na umiarkowanie rozgrzanej patelni z niewielką ilością oleju sezamowego i drobno posiekanym czosnkiem, a następnie dusi przez kolejne 5 minut z odrobiną wody i sosu sojowego. Teraz wystarczy już tylko dodać ziarna sezamu i doprawić całość do smaku sproszkowanym chili. Gosari namul można serwować jako przystawkę (반찬, banchan), lub wraz z innymi warzywnymi i niewarzywnymi składnikami dodać do ryżu, uzyskując w ten sposób bibimbap (비빔밥). Liście gosari mogą też być stosowane jako dodatek do różnych koreańskich potraw, np. yukgeajang (육개)– gęstej pikantnej zupy z wołowiną, haemuljjim (해물찜) – dania z owoców morza marynowanych w ostrym sosie i duszonych w niewielkiej ilości wody, czy bindaetteok (빈대) – placków ze zmielonej fasoli mung.

Gosari namul (na dole po prawej) jest jednym ze składników flagowego koreańskiego dania, bibimbap. Źródło.

Aromat orzeszków ziemnych oraz charakterystyczna tekstura (choć ugotowane i podsmażone liście paproci są miękkie, to jednak wciąż wymagają żucia) sprawia, że gosari namul jest jedną z moich ulubionych koreańskich przystawek 😋 Może więc trzeba dać sobie spokój z dalszymi poszukiwaniami kwiatu paproci? 😉

Komentarze

  1. Bardzo ciekawa roślina i na pewno z chęcią bym spróbowała. Czy jako weganka mogłabym w Korei liczyć na coś więcej do zjedzenia niż kimchi i takie rośliny? Słyszałam, że Korea mięsem stoi...

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda, Korea mięsem stoi... Zawsze wydawało mi się, że Polacy jedzą dużo mięsa, ale po ponad półtora roku pobytu tutaj zmieniłem zdanie ;) Tym niemniej, da się żyć! My praktycznie nie jemy mięsa i nie narzekamy. Jest sporo różnych warzyw - tych dziwnych i tych bardziej normalnych, są też rozmaite wodorosty, o których kiedyś więcej napiszę. Spośród źródeł białka roślinnego - strączkowe: soja i różne odmiany fasoli, których je się tutaj bardzo dużo, także na deser (koreańskie drożdżówki czy pączki zamiast dżemu są zwykle nadziewane pastą z czerwonej fasoli). No i rzecz jasna tofu pod różnymi postaciami. Dla mnie genialnym wynalazkiem są substytuty krowiego mleka, którego nie piję. W Polsce mogłem liczyć tylko na napój sojowy o smaku waniliowym - nawet w kawiarniach dodawano mi go do latte jako mleko sojowe (bleee!). Tutaj mam do wyboru różne rodzaje prawdziwego mleka sojowego czy mleka z czarnej fasoli - i co ważne, nie są to produkty luksusowe jak w Polsce, lecz powszechnie dostępne :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Późno odpisuję, bo byłam w podróży z okazjonalnym dostępem do internetu. To bardzo ciekawe co piszesz. Wodorostów chętnie bym popróbowała, są bardzo zdrowe, a w Europie rzadko potrafimy umiejętnie się z nimi obchodzić. Widzę, że sporo roślinnych opcji pokrywa się z tymi dostępnymi w Tajwanie, gdzie aktualnie mieszkam, np. drożdżówki z fasolą, które uwielbiam. Ciekawa jestem jak przyrządzają Koreańczycy tofu. W Tajwanie specjalnością jest stinky tofu, które jest też bardzo lubię. A najbardziej chyba jestem ciekawa jak smakuje koreańskie fake meat. W Tajwanie jest przepyszne, ale to nie dziwne, bo Tajwan jest jednym z krajów z najwyższym odsetkiem wegetarian i długą tradycją wegetarianizmu (w wersji buddyjskiej). Natomiast w Wietnamie z którego właśnie wróciłam próbowałam fake meat w kilku różnych miejscach i nigdzie mi nie smakowało (dodawano chyba jakąś dziwną przyprawę, która nie do końca mi podchodzi). Pisz jak najwięcej o kuchni, bo to bardzo ciekawe, a jeśli uda mi się wybrać do Korei, to będę wiedziała już czego szukać. :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej Ania! O wodorostach kiedyś napiszę, bo to podstawa tutejszej kuchni. Właśnie zaczęliśmy nasze wakacje na wyspie Jeju i żywimy się prawie wyłącznie tym, co pływa/rośnie w Morzu Południowochińskim.
    Kuchnie azjatyckie z "naszego" regionu są pod wieloma względami podobne - przekonałem się o tym pisząc wczoraj o bingsu. Okazuje się, że podobne desery lodowe są też w Chinach i na Tajlandii.
    O koreańskim tofu pisałem tutaj: https://polakwseulu.blogspot.kr/2017/02/rozne-oblicza-tofu.html. Moim faworytem jest kongbiji, czyli produkt uboczny powstający przy produkcji mleka sojowego. Generalnie w Korei tofu stosuje się jako dodatek do wszystkiego, przede wszystkim zup. Można je też smażyć i podawać jako przystawkę. W Seulu są sieciowe restauracje specjalizujące się w daniach z tofu (i zwykle wytwarzające swoje własne tofu) - mieliśmy taką pod drugiej stronie ulicy i byliśmy stałymi klientami. Stinky tofu w Korei nie spotkałem, natomiast czytałem, że jest bardzo popularne w Chinach.
    Fake meat w Korei nie jadłem - zatrzymałem się na etapie polskich sojowych schabowych ;) Moja żona parę razy próbowała fake meat w Seulu i jej obserwacje są bardzo podobne do Twoich wietnamskich doświadczeń, tzn. smak jest zdominowany (zrujnowany) przez dziwną przyprawę.
    W której części Wietnamu byłaś?
    O kuchni oczywiście będę pisał :) Niebawem relacja z Jeju, też głównie o jedzeniu... Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej Szymon! Będę czekała z niecierpliwością na relację z wyspy Jeju! Pamiętam, że będąc dzieckiem zachwyciła mnie (czy może raczej rozśmieszyła) ta nazwa, a potem odkryłam (niestety tylko ze zdjęć), że wyspa jest bajecznie piękna. To musi być jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi. Podobno absolwenci szkół średnich w Korei często wybierają się tam w podróż na zakończenie tego etapu edukacji. Są loty bezpośrednie z Tajwanu na Jeju niedrogim Tigerairem, więc nie tracę nadziei, że uda się tam kiedyś wybrać. :) Polskie sojowe schabowe są okropne, ale chyba jak wszystko co jest z paczki i nafaszerowane chemią. Nie umywają się do domowych wegańskich burgerów. Tajwańskie fake meat zazwyczaj jest bardzo dobre, nieudziwnione i dość neutralne w smaku. Nie wiem czy nie za wcześnie na taką obserwację, bo nie miałam okazji za często jeść tego rodzaju substytutu mięsa w innych krajach w regionie, ale w Tajwanie zazwyczaj w wegetariańskich knajpach nie próbują podrabiać konkretnego rodzaju mięsa czy ryby, podają po prostu dobry białkowy podsmażony czy uduszony dodatek. Natomiast w innych miejscach gdzie coś takiego jadłam, czyli w Hongkongu, Macau i Wietnamie zawsze trafiałam a to na roślinną rybę, a to wege kurczaka czy żeberka i często ten smak wydawał mi się dość sztuczny (choć wege ryba z wodorostami była niezła). Może to w tym tkwi różnica. W Wietnamie byłam tylko tydzień, więc czuję ogromny niedosyt (4 dni w Sajgonie i 3 w Delcie Mekongu: Can Tho, Tra Vinh i Vinh Long). Mam nadzieję w tym tygodniu napisać relację na swoim blogu, który właściwie istnieje dopiero od prau tygodni (czwartydzien.com). Jedzenie w Wietnamie wspaniałe, zawsze z obowiązkową michą świeżych sałat i ziół. Jedyny minus jest taki, że niestety musiałam jeść mięso, bo za dużo zachodu byłoby z szukaniem opcji bezmięsnych i pewnie nic pozwiedzać by się nie udało. Co innego np. w Hongkongu, gdzie można wyszukać w internecie wege miejscówki, a potem podjechać szybko metrem. Tym razem trzeba było wybierać: zwiedzanie czy szukanie wegetariańskiego jedzenia. Poza tym chciałam, żeby mój mąż, dla którego to był pierwszy wyjazd do Wietnamu, mógł popróbować słynnych wietnamskich specjałów, a te są zazwyczaj mięsne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak - Jeju ma swój urok i pomimo inwazji tłumów Koreańczyków i cudzoziemców, wciąż da się lubić ;) Z Wietnamu znam póki co tylko Hanoi - podobno kuchnia na południu jest dużo lepsza, ale my na tą północną nie narzekaliśmy. W porównaniu do innych kuchni w regionie, Wietnamczycy stawiają na prostotę, która podkreśla świeżość użytych produktów. Dzięki temu, nie przeszkadza mi dodatek mięsa do prawdziwej zupy pho - ba, nie jestem w stanie sobie jej wyobrazić w opcji bezmięsnej. Niecierpliwie czekam na Twoje wrażenia z podróży na blogu. Pisz też proszę dużo o Tajwanie, bo to jeden z przyszłych celów naszych podróży z cyklu "U sąsiadów i nieco dalej"! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    mam takie pytanie, będę miała przyjemność gościć i nocować w koreańskim domu, co mogłabym przywieźć z Polski, co mogłoby spodobać się Koreańczykom?
    Pozdrawiam,
    ankA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dobre pytanie! Na początek należałoby zapytać, w jakim wieku będą gospodarze... Tak czy inaczej, w Korei podejście do prezentów jest bardzo praktyczne - nie daje się rzeczy ładnych, ale funkcjonalne. Pisałem zdaje się kiedyś, że goście przychodzący po raz pierwszy do nowego mieszkania przynoszą ze sobą wielkie paczki papieru toaletowego i ręczników papierowych :) Jeśli miałbym podpowiedzieć pomysł na jakiś prezent z Polski, to z tego co mogę przeczytać na różnych forach, Koreańczykom bardzo podoba się porcelana z Bolesławca - do tego stopnia, że można ją nawet kupić w niektórych sklepach! Więc może coś z bolesławieckiej porcelany? Z tym, że nie ozdobny wazonik, tylko jakieś praktyczne miseczki, w których można podać ryż czy przystawki? Raczej nie polecam przywożenia jedzenia - koreańskie przepisy celne są bardzo restrykcyjne. Miłego pobytu w Korei!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zakup mieszkania w Korei

W ostatnich latach rynek mieszkaniowy w Korei Południowej rozwija się dynamicznie – żeby nie powiedzieć, że w zastraszającym tempie. Zakup mieszkania – szczególnie w Seulu – jest (póki co) dobrą inwestycją. Wiele osób kupuje mieszkania na wynajem w systemie wolse czy jeonse . Zdarzają się jednak i tacy, którzy „kupują” mieszkanie jeszcze przed rozpoczęciem budowy – tylko po to, żeby sprzedać je z zyskiem w momencie, gdy będzie gotowe do zamieszkania. Słowo „kupują” znalazło się w cudzysłowie nieprzypadkowo – tego typu inwestycja wymaga bowiem wpłaty na konto wykonawcy jedynie 10% wartości mieszkania. Kolejne 50% wartości pożycza wykonawcy bank w formie nieoprocentowanej pożyczki, której gwarantem staje się kupujący. W momencie, kiedy mieszkanie jest gotowe do zamieszkania, kupujący musi zapłacić wykonawcy pozostałe 40% wartości mieszkania oraz rozliczyć się z bankiem (albo zamienić nieoprocentowaną pożyczkę na oprocentowany kredyt). Nic więc dziwnego, że gdy budowa dobiega końca,

Wynajem mieszkania w Korei

Dzień dobry z Pohang! Pod dwóch odwołanych z powodu ataku zimy lotach, wreszcie udało się nam dotrzeć na przeciwległy kraniec Półwyspu Koreańskiego. Zasadniczym celem naszej wizyty jest kupno mieszkania - zainspirowało mnie to do napisania nieco o rynku nieruchomości w Korei. Na początek, słów kilka na temat bardzo tu popularnego wynajmu mieszkań.

Kult zmarłych w Korei

W Polsce dziś Dzień Wszystkich Świętych, a w Seulu dzień jak co dzień. Tym niemniej, to dobra okazja, żeby napisać parę słów na temat kultu zmarłych w Korei.