Już parę razy obiecywałem, że napiszę więcej o Jeju, zielonej wyspie
zwanej koreańskimi Hawajami lub koreańskim spichlerzem. Czy może być ku temu
lepsza okazja niż wakacje na Jeju? Pora więc na kolejny odcinek cyklu „Live
from…” – tym razem napiszę w dziesięciu punktach o głównych atrakcjach Jeju,
dla których warto (bądź nie) się tutaj wybrać.
Latem wszystkie drogi prowadzą na Jeju... |
1. Najpopularniejsza destynacja
lotnicza
Czy wiecie, jakie jest najpopularniejsze połączenie lotnicze na świecie? Niespodzianka
– to lot z krajowego portu lotniczego Seul Gimpo na międzynarodowe lotnisko w
mieście Jeju! W 2015 roku, na tej liczącej około 450 km trasie obsłużono ponad
11 milionów pasażerów, a w szczycie sezonu wakacyjnego liczba lotów z Gimpo na
Jeju przekracza 200 na dobę. Nic więc dziwnego, że tablice odlotów na lotnisku Gimpo
nierzadko wyglądają tak jak na zdjęciu poniżej, a niektóre połączenia
obsługiwane są przez wielkie Boeingi 747 czy 767. Jak słusznie się domyślacie,
podróż w tłumie do przyjemności nie należy. Zatem na początek duży MINUS.
Tablica odlotów na seulskim lotnisku Gimpo. Źródło. |
2. Koreańskie Hawaje
Niedogodności związane z podróżą wynagradzają w pełni krajobrazy Jeju. W
przeciwieństwie do Półwyspu Koreańskiego, ta otoczona trzema morzami wyspa o
powierzchni 1848 kilometrów kwadratowych jest naprawdę zielona! Choć może nie
znajdziecie tutaj zbyt wielu pięknych piaszczystych plaż, czarne wulkaniczne
skały robią niesamowite wrażenie w zestawieniu z żywo zieloną roślinnością oraz
szarością i błękitem morza. W poszukiwaniu malowniczych widoków najlepiej
wybrać się na południową stronę wyspy, gdzie w przeciwieństwie do bardziej
uprzemysłowionej północy wciąż zdarzają się odludne miejsca. Z uwagi na wulkaniczne
krajobrazy, wiele osób nazywa Jeju koreańskimi Hawajami. Cóż, amerykańskie
Hawaje nie tak daleko, więc może niebawem będę miał okazję do porównania 😊
Póki co, pierwszy PLUS dla Jeju.
Czy to Hawaje? |
3. Hallasan
Nad wyspą Jeju góruje Hallasan (한라산) – wygasły wulkan i
najwyższy szczyt Korei Południowej, o wysokości 1950 m n.p.m. Według wierzeń, Hallasan
to święta góra zamieszkała przez duchy, a wejście na jej wierzchołek ma
zapewniać długowieczność. Ostatnia erupcja Hallasan miała miejsce w 1007 roku.
Wierzchołek góry tworzy krater o średnicy ponad 400 m, który wypełniają wody
jeziora Baengnokdam (백록담). Na zboczach Hallasan w
1970 roku utworzono park narodowy o tej samej nazwie, a w 2007 roku cała formacja
wulkaniczna wyspy Jeju została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO.
Kolejny PLUS.
Jeden z tych rzadkich momentów, kiedy wierzchołek Hallasan nie ginie w chmurach. Źródło. |
4. Dol hareubang
Dol hareubang (돌하르방) to dosłownie kamienny dziadek. Jego cechy
charakterystyczne to wyłupiaste oczy, wydatny nos, nieco sarkastyczny uśmiech i
asymetrycznie ułożone dłonie. Odpowiadające powyższemu rysopisowi postacie
można spotkać na Jeju dosłownie wszędzie, poczynając od placu przed terminalem
lotniska. Skąd wzięli się na Jeju kamienni dziadkowie – nie wiadomo. Według najpopularniejszej
teorii, te kamienne figury miały zapewniać ochronę przed złymi duchami. Dlatego
jeszcze w XVIII wieku kamienni dziadkowie strzegli bram miasta Jeju, a do tej
pory można ich spotkać przy wejściach do wielu domów. Według zwolenników innej
teorii, z uwagi na falliczny kształt, dol
hareubang ma być gwarantem płodności. Jaka by nie była prawda, warunkowy
PLUS za oryginalność; warunkowy, bo jeśli kamienni dziadkowie okażą się zbyt
płodni, ich wszechobecność nabierze znamion kiczu – tak jak już się to stało w
przypadku wrocławskich krasnali 😁
Dol hareubang - kamienny dziadek z wyspy Jeju. Źródło. |
5. Abalone
Wody oblewających Jeju mórz to prawdziwa spiżarnia. Najsłynniejszym
produktem, który można w niej znaleźć jest ślimak morski abalone, po koreańsku jeonbok (전복),
o którym pisałem na początku tego roku przy okazji zestawienia TOP-10 koreańskich owoców morza. I choć świeże abalone można dostać w praktycznie
każdym koreańskim markecie, to w znakomitej większości pochodzą one z farm
hodowlanych. Jeju to chyba jedyne miejsce w Korei, w którym w prowadzonych
przez Haenyeo sezonowych
restauracjach można spróbować potraw z dziko żyjących abalone. I jak słusznie
się domyślacie, należy się za to bardzo duży PLUS 😄
Abalone z Jeju - kiedyś tylko na królewskich stołach. Źródło. |
6. Haenyeo
Haenyeo (해녀), legendarnym kobietom-nurkom z Jeju, wpisanym na Listę Niematerialnego
Dziedzictwa Kulturowego UNESCO, też poświęciłem kiedyś osobny wpis. Codziennie
od wczesnego rana, te w większości leciwe już panie nurkują w morzu w
poszukiwaniu lokalnych specjałów – obok wspomnianych już abalone, także innych
gatunków morskich ślimaków, małż, ośmiornic, jeżowców, strzykw, osłonic, wodorostów
i wielu innych. Mało tego! Zaraz po wyjściu z wody, Haenyeo są w stanie wyczarować z nich prawdziwe kulinarne cuda,
których można skosztować w ich niewielkich sezonowych restauracjach, haenyeosikdang (해녀식당). Zdradzę Wam pewien sekret – głównym powodem, dla
którego po raz kolejny wybraliśmy Jeju jako miejsce naszych wakacji, była
właśnie możliwość stołowania się w haenyeosikdang
😋 W związku z tym – kolejny duży PLUS dla Jeju.
Haenyeo przy pracy. Źródło. |
7. Mandarynki
Kolejnym flagowym produktem Jeju są mandarynki, gamgyul (감귤). Choć dzięki łagodnemu
klimatowi, drzewa mandarynkowe rosną tu dziko, najbardziej cenione są owoce
odmian uprawianych w szklarniach. Uznawane przez znawców za najsłodsze na
świecie, pozbawione pestek mandarynki z Jeju od połowy listopada królują na
stoiskach owocowych koreańskich marketów. Obok nich często można spotkać hallabong (한라봉) – kuzyna mandarynki, powstałego z jej skrzyżowania z pomarańczą. Nazwa tego dojrzewającego na Jeju owocu wywodzi się od jego
kształtu – wypukłość na jednym z jego końców przypomina bowiem wierzchołek
góry Hallasan. Oczywiście PLUS.
Podobno mandarynki z Jeju są najlepsze na świecie... Źródło |
8. Wieprzowina
Dla tych, którym na myśl o owocach morza odbija się rybą, a sama wzmianka
o owocach rosnących na drzewach wywołuje grymas na twarzy, Jeju też ma coś do
zaoferowania. Hodowana na wyspie endemiczna odmiana porośniętej czarną
szczeciną świni domowej o niewielkich gabarytach cieszy się uznaniem smakoszy. Choć
smak Jeju black pork jest podobno obecnie
dużo gorszy niż w przeszłości, kiedy świnie karmiono głównie odpadkami, restauracje
specjalizujące się w daniach z lokalnej wieprzowiny są na Jeju równie liczne
jak lokale podające potrawy z ryb i owoców morza. Miałem okazję spróbować słynnej
wieprzowiny z Jeju i choć smakuje lepiej od tej „zwykłej”, to jednak nie jest w
stanie przekonać mnie do jedzenia mięsa. Zatem drugi MINUS.
Zestaw mięsożercy, czyli Jeju black pork. Na szczęście jest też abalone. Źródło. |
9. Dziwne muzea
Nie będąc restauratorem czy właścicielem hotelu, też można na turystach
nieźle zarobić. Jak? Otwierając muzeum. Mam wrażenie, że pod względem
zagęszczenia obiektów ze słowem „muzeum” w nazwie, Jeju jest jednym ze
światowych liderów. I choć wśród rzeszy lokalnych muzeów (podobno jest ich
około setki) można natrafić na kilka interesujących obiektów, np. OSULLOC Tea Museum
(na Jeju faktycznie uprawiane są krzewy herbaciane i produkowana jest zielona
herbata tej marki) czy Jeju Folk Village (rodzaj skansenu), to zdecydowana
większość zalatuje kiczem i z samą wyspą nie ma nic wspólnego. Oto kilka
przykładów: Chocolate Museum, World Automobile Museum, World Liquor Museum, Dak
Paper Doll Museum, Teddy Bear Museum, Hello Kitty Island, Play K-Pop!, Jeju
Glass Castle, Museum of Sex and Health, Loveland, Jeju Dinosaur Land…
Zdecydowanie duży MINUS.
Welcome to the Teddy Bear Museum! Źródło. |
10. Hallim Park
Jeśli K-Pop to nie Wasza muzyka, nie bawicie się już pluszowymi misiami i
macie inne pomysły na zabawę – niekoniecznie inspirowane wizytą w Museum of Sex
and Health czy World Liquor Museum, możecie wybrać się do Hallim Park. Utworzony
w latach 70. ubiegłego wieku na północnozachodnim krańcu wyspy, Hallim Park
składa się z dziewięciu obszarów tematycznych, w tym m.in. subtropikalnego
ogrodu botanicznego (oprócz ponad 2 tysięcy tropikalnych i subtropikalnych roślin
można zobaczyć tu wiele gatunków gadów i papug), alei palmowej, dzikiej łąki i
ogrodu kwiatowego, ogrodu bonsai, ptaszarni oraz ogrodu wodnego (gdzie
rokrocznie odbywa się festiwal lilii wodnych i kwiatów lotosu). Jednak
największą atrakcją Hallim Park są dwie jaskinie lawowe, Hyeopjae i Ssangyong,
wewnątrz których nawet w upalne dni temperatura nie przekracza kilkunastu
stopni Celsjusza. Zdecydowanie PLUS.
W ogrodzie wodnym w Hallim Park. Źródło. |
Podsumowanie
Przyszedł czas na podsumowanie. Bilans jest prosty: 7 plusów i tylko 3
minusy. Wniosek: Będąc w Korei,
koniecznie musicie wybrać się na Jeju. A jeśli odwiedzicie tę wyspę raz, to
zapewne tak jak ja, zaraz po powrocie do domu zaczniecie planować kolejną
wyprawę na Jeju 😊
Świetny tekst! :) Mimo że ostatnio naprawdę sporo czytałam o tej wyspie w różnych źródłach, to dowiedziałam się mnóstwa ciekawych rzeczy. Nic tylko bukować bilet. :-) Jedno małe pytanie w związku z tym: rozumiem, że są miejsca na świecie, gdzie sezon turystyczny trwa okrągły rok, ale jednak zawsze da się wyodrębnić okresy, kiedy zagęszczenie turysty na metr kwadratowy jest choć odrobinę mniejsze. Kiedy zatem jechać?
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :) Co do optymalnego terminu, niestety każdy ma jakieś minusy. Dla przykładu, restauracje Haenyeo działają zwykle przez 3 miesiące (od czerwca do końca sierpnia) - czyli właśnie w szczycie sezonu turystycznego. Koniec czerwca i pierwsza połowa lipca to pora monsunów i może bez przerwy lać (właśnie zaczęło). Druga połowa lipca i sierpień to z kolei wakacje szkolne, więc ceny hoteli idą w górę - na dodatek w tym roku w połowie sierpnia w Korei wypada długi weekend. Koniec sierpnia i początek września to kolejna pora deszczowa. Biorąc to wszystko pod uwagę, najlepszy wydaje się czerwiec. Natomiast zagęszczenia turystów nie masz się co obawiać - pomimo tych tłumów w samolotach, wciąż jest tutaj dużo miejsca. No chyba, że zamierzasz zwiedzać słynne muzea ;)
OdpowiedzUsuń"Muzea" raczej sobie daruję ;-D. Właściwie to chyba chciałabym zobaczyć samą przyrodę. Z tego co piszesz wydaje mi się, że może późna jesień, zima albo wczesna wiosna byłaby dobrym momentem (mam na myśli pory roku w naszym polskim rozumieniu, czyli listopad - marzec). Trzeba zacząć śledzić ceny biletów. :-)
OdpowiedzUsuńZima - niekoniecznie. Zdarzało się, że na Jeju padał śnieg i doprowadzało to do kompletnego paraliżu z lotniskiem włącznie. Natomiast koniec marca to dobry pomysł - prawdopodobnie załapiesz się na czas kwitnienia wiśni. Widoki są wówczas bajkowe.
OdpowiedzUsuńJeju, co za kapryśna wyspa! :-D
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuńFajny opis wyspy.Będe tam 8 maja 2018.Corka już wszystko zarezerwowała;bilety lotnicze z Seulu i hotel.Nie wiem jak ja to wszystko przeżyje bo tak średnio lubie chodzić hihihi.Sama wyprawa do Korei mnie przeraża;jedzenie ,zmiana czasu.Mój Boże ,żeby człowiek na stare lata włóczył się po swiecie:))) Pozdrawiam z Krakowa:))))
OdpowiedzUsuńTo będzie piękny prezent od Córki na Dzień Rodziców - w Korei obchodzimy go właśnie 8 maja :) Proszę się nie martwić, zmiana czasu nie jest taka straszna, a zarówno w Seulu jak i w hotelach na Jeju nie będzie problemu z zamówieniem "europejskiego" jedzenia. Serdecznie pozdrawiam!
Usuń