Jedna z wielu rzeczy, z których
są dumni Koreańczycy, to… pory roku, a dokładniej – czas ich trwania. Wiosna,
lato, jesień i zima trwają bowiem na Półwyspie Koreańskim mniej więcej tyle
samo – po trzy miesiące. Czy przypadkiem w Polsce nie jest podobnie? Jak widać,
do szczęścia potrzeba naprawdę niewiele 😁
Samgyetang, czyli koreańskie lekarstwo na upał - kura w rosole. Źródło. |
Koreańskie lato jest naprawdę gorące... Źródło. |
Na szczęście, wszystkie te letnie
anomalie pogodowe stają się łatwiejsze do zniesienia dzięki… koreańskiej
kuchni. Szereg koreańskich potraw cieszy się szczególną popularnością w
miesiącach letnich, a spożywanie niektórych jest wręcz zalecane ze względów
zdrowotnych. Jednym z takich wzmacniających dań jest samgyetang (삼계탕) – gorący
(wręcz wrzący) bulion z młodego kurczęcia nafaszerowanego ryżem i suszonymi
jagodami jojoba, gotowanego w całości z dodatkiem korzenia żeńszenia i innymi
przyprawami. Koreańczycy wierzą, że samgyetang
wzmacnia siły witalne nadwątlone przez upał. Aby jednak samgyetang wywarł swój dobroczynny efekt, należy go spożywać w
każdy z trzech najgorętszych dni lata: chobok (초복), jungbok (중복) i malbok (말복). Ich daty są
wyznaczane według kalendarza księżycowo-słonecznego, a zatem zmieniają się co
roku. W 2017 r. będą to odpowiednio 12 i 22 lipca oraz 11 sierpnia. Nic więc
dziwnego, że właśnie w te dni, przed restauracjami serwującymi samgyetang ustawią się długie kolejki –
takie jak ta na zdjęciu poniżej.
W każdy z trzech najgorętszych letnich dni, pod koreańskimi restauracjami serwującymi samgyetang formują się długie kolejki. Źródło. |
Na marginesie: obok samgyetang, do grupy potraw
wzmacniających zaliczają się też niestety dania z psiego mięsa. I choć ich
konsumpcja systematycznie maleje, wśród wielu osób – szczególnie starszych –
wciąż cieszą się one w miesiącach letnich sporą popularnością.
Mul-naengmyeon, czyli bulion z makaronem na zimno. Źródło. |
Jeśli ktoś uważa, że wrząca zupa
w środku lata to niekoniecznie dobry pomysł, powinien spróbować któregoś z
zimnych dań z makaronem. Klasyczną potrawą z tej grupy jest mul-naengmyeon (물 냉면), czyli dosłownie
„makaron w wodzie”. Cienki, długi i nieco ciągnący się makaron z mąki gryczanej
i skrobi po ugotowaniu i wystudzeniu zalewa się zimnym bulionem
drobiowym lub wołowym i podaje udekorowany połówkami jajka na twardo, pokrojoną
w słupki koreańską rzodkwią mu (무), gruszką bae (배) i ogórkiem, prażonymi
ziarnami sezamu i innymi dodatkami. Zamiast bulionu, naengmyeon można też serwować z jedną z krótko fermentowanych
odmian kimchi w zalewie wodnej, dongchimi (동치미). Naengmyeon niekoniecznie trzeba jeść
jako zupę – można go podawać z tymi samymi dodatkami co powyżej, ale zastępując bulion
pikantną pastą z papryczek chili (gochujang,
고추장). Po
wymieszaniu wszystkich składników powstanie wówczas „bibimbap bez ryżu”, czyli bibim
naengmyeon (비빔냉면).
Bibim naengmyeon, czyli bibimbap z makaronem zamiast ryżu. Źródło. |
Tego lata odkryłem jeszcze jedno koreańskie
danie z makaronem na zimno, kongguksu
(콩국수). Jest to rodzaj
chłodnika przygotowanego z ugotowanych i zmiksowanych ziaren soi, podawanego z
pszennym makaronem, pokrojonym w słupki ogórkiem, rozdrobnionymi orzechami,
prażonymi ziarnami sezamu oraz kostkami lodu.
Kongguksu, czyli sojowa zupa mleczna. Źródło. |
Dania główne mamy z głowy – czas zatem
na letni deser! A czym byłoby lato bez lodów? Oprócz dobrze nam znanych lodów
na bazie mleka czy jajek, Korea ma też swój tradycyjny deser lodowy, bingsu (빙수); jest to deser dosłownie „lodowy”,
bo jego głównym składnikiem jest skrobany lód. W wersji klasycznej, utworzoną z
niego śnieżną górkę dekoruje się słodką pastą z czerwonej fasoli (pat, 팥), uzyskując patbingsu (팥빙수). Jednak bingsu
jest też serwowane z innymi dodatkami – świeżymi lub suszonymi owocami,
syropami w różnych smakach, orzechami, czekoladą, itp. Moim osobistym faworytem
jest ta oto wersja z owocami persymony:
Bingsu, czyli czas na letni deser! Źródło. |
Ostatnio koreańskie poczucie dumy
zostało nieco nadwątlone – w związku z globalnymi zmianami klimatycznymi, lato
na Półwyspie Koreańskim zaczyna się coraz wcześniej i niewykluczone, że
niebawem zamiast czterech pór roku będziemy mieli tylko dwie, z krótkimi
okresami przejściowymi. Jednak nawet gdyby do tego doszło i upalne, gorące lato
miałoby trwać przez pół roku, to mając do dyspozycji opisane tu dobrodziejstwa
koreańskiej kuchni – damy radę 😊
I pomyśleć, że niektórzy kwestionują jeszcze globalne ocieplenie... Chyba nie znam kraju, w którym klimat nie zmieniłby się w ciągu ostatniej dekady. Gdzie nie pojadę ludzie narzekają na coraz bardziej upalne lata. Na wzmiankę o psim mięsie zamarłam.
OdpowiedzUsuńOczywiście, że klimat się zmienia - może w krajach o bardziej umiarkowanym klimacie tak bardzo się tego nie odczuwa, a może większość ludzi nie chce tego odczuwać...
OdpowiedzUsuńTematu psiego mięsa w Korei nie da się przemilczeć - wspominałem o nim w jednym w postów (https://polakwseulu.blogspot.kr/2017/02/pieskie-zycie-w-korei.html). Niedaleko naszego domu jest restauracja specjalizująca się w daniach z psiego mięsa i bynajmniej nie wygląda na opuszczoną czy zagrożoną bankructwem. Akurat w tym przypadku koreańskie przywiązanie do tradycji nie jest dobre :(
Ja to czasami mam wrażenie, że klimat kompletnie oszalał. Nawet w Polsce jeszcze niedawno pory roku wyglądały zupełnie inaczej. W tym roku Tajwańczycy też narzekali, że zima była wyjątkowo sucha jak na Tajwan, a tak samo było w Galisji z której pochodzi mój mąż (Galisja zawsze słynęła ze swojej deszczowatości spowodowanej bliskością Atlantyku, a teraz też miewa problemy z wodą). Tak więc gdzie się nie ruszyć, z jednego najdalszego zakątka globu w drugi, wszędzie mamy ten sam problem.
OdpowiedzUsuńTrochę dziwne mi się wydaje to, że nadal jada się psy w niektórych krajach Azji Wschodniej, skoro coraz częściej ludzie trzymają psy i koty w domu w roli ukochanych pupili. Kocham psy, więc dla mnie byłoby to jak jedzenie przyjaciela. Koszmar.
To prawda - otoczony trzema morzami Półwysep Koreański cierpi w tym roku z powodu bezprecedensowej suszy i gdzieniegdzie już wprowadzono ograniczenia w używaniu wody.
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że stosunek do zwierząt w Azji - szczególnie wschodniej - jest nieco inny niż mam się wydaje. Trzymany w domu pies czy kot to niekoniecznie przyjaciel, raczej zabawka. Podobne obserwacje mam po wizycie w zoo w Osace - wybiegi dla zwierząt nie są stworzone z myślą o ich dobrostanie, lecz zorganizowane w taki sposób, żeby tłumy rozwrzeszczanych odwiedzających mogły sobie zrobić jak najlepsze selfie :(