Przejdź do głównej zawartości

Wybory po koreańsku - część 1: kampania wyborcza

Dzisiaj w Seulu odbywają się wybory do Zgromadzenia Narodowego (lub czegoś w tym rodzaju - po szczegóły "techniczne" odsyłam do niezawodnej Wikipedii). Poniżej garść informacji dla tych, którzy jeszcze nie otrząsnęli się z traumy po ostatniej polskiej el(r)ekcji...

Kampania wyborcza oficjalnie rozpoczęła się 30 marca. Nie dało się jej nie zauważyć. Przez ostatnie dwa tygodnie, na ulicach (najczęściej przy wyjściach z metra) stali przedstawiciele poszczególnych kandydatów i grzecznie kłaniali się przechodzącym, z góry dziękując za udział w wyborach i poparcie. Można też było spotkać spacerujące po ulicach ajummas, występujące w roli „żywych plakatów wyborczych”. Parę razy, zwłaszcza w weekendy, odbywały się niewielkie eventy muzyczne przy stajach metra i w centrach handlowych – kandydaci i ich przedstawiciele tańczyli na scenie, zapraszając wszystkich do wspólnej zabawy, lub przemieszczali się po swoich dzielnicach na ruchomych platformach, pozdrawiając potencjalnych wyborców przy wtórze koreańskiego pop-u. Też zostałem pozdrowiony z takiej platformy, choć potencjalnym wyborcą (przynajmniej na razie) nie jestem.

W temacie plakatów i ulotek jeszcze większe zaskoczenie. Żadnego masowego oklejania wszystkiego, co się da i nie ucieka z krzykiem. Na ogrodzeniach wydzielono specjalne strefy na plakaty wyborcze, przy czym każdy z kandydatów miał swoją „przegródkę” obok konkurentów – dokładnie tej samej wielkości co pozostali. Nikt nikomu nie zrywał ani nie zaklejał twarzy, nie domalowywał wąsów czy innych atrybutów. Pełna kultura. Kilku kandydatów (zapewne bogatszych) zafundowało też sobie bannery rozwieszone między latarniami przy przejściach dla pieszych.



Podobnie wyglądała sprawa z ulotkami. Na ulicy czy w metrze nikt ich nie rozdawał, ani co gorsza nie rozrzucał. Na początku kampanii znaleźliśmy w naszej skrzynce pocztowej grubą kopertę z programami wyborczymi wszystkich kandydatów z naszej dzielnicy. Co ciekawe – choć to wybory krajowe – nikt nie obiecywał, że w przypadku wygranej zmieni politykę zagraniczną, zlikwiduje pobór do wojska, obniży wiek emerytalny, itp. Programy wyborcze koncentrowały się raczej wokół kwestii lokalnych, np. budowy dodatkowych schodów ruchomych na naszej stacji metra, zwiększenia liczby wydarzeń kulturalnych w dzielnicy, itp. Chyba (choć bardzo mnie kusi odniesienie się do polskiej rzeczywistości), pozostawię to bez jakiegokolwiek komentarza.

Podsumowując, w trakcie kampanii wyborczej nikt nikogo nie obrażał, nikt nie był natarczywy czy agresywny. W rezultacie przez pierwsze kilka dni byłem przekonany, że nie o wybory chodzi, ale o promocję któregoś z operatorów telefonii komórkowej :) Hmmm... a więc pozytywna kampania wyborcza jednak istnieje?


Ciszy wyborczej, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce, nie było. Kandydaci mogli się promować do ostatniego dnia poprzedzającego głosowanie. W przypadku kampanii prowadzonej według opisanych powyżej standardów raczej nie powinno to dziwić... Jedyne ograniczenie, to zakaz publikacji sondaży wyborczych na 7 dni przed terminem wyborów.


O tym, jak wygląda sama procedura głosowania – w kolejnym poście. Stay tuned!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kult zmarłych w Korei

W Polsce dziś Dzień Wszystkich Świętych, a w Seulu dzień jak co dzień. Tym niemniej, to dobra okazja, żeby napisać parę słów na temat kultu zmarłych w Korei.

Dziwne Warzywa: Gosari, czyli liście paproci

Dotychczas paproć kojarzyła mi się przede wszystkim z baśnią o jej kwiecie. I choć w Korei kwiatu paproci nie znalazłem (przynajmniej literalnie), to poznałem tu liczne kulinarne zastosowania tej rośliny. Opowiem Wam o nich dzisiaj w kolejnym odcinku „Dziwnych Warzyw”. Ugotowane liście orlicy najczęściej podaje się jako przystawkę, gosari namul . Źródło . Paproć, a dokładniej jeden z jej gatunków – orlica ( gosari , 고사리 ) na dobre zadomowiła się w koreańskiej kuchni. Ze względu na bogactwo składników odżywczych, przede wszystkim białka, żelaza i wapnia, liście paproci są czasem przez Koreańczyków nazywane „mięsem z gór”. Z gór – bo jak już wspominałem w poprzednim odcinku „Dziwnych Warzyw” , góry pokrywają około 70% Półwyspu Koreańskiego, stając się dla jego przedsiębiorczych mieszkańców rodzajem naturalnej spiżarni 😉 Wiosną Koreańczycy zbierają młode liście gosari . Źródło . W celach kulinarnych wykorzystuje się młode liście orlicy, o długości 10-15 cm, z końców...

Owocowy zawrót głowy

Nie wyobrażam sobie życia bez owoców. Na szczęście Koreańczycy również. To właśnie owoce sezonowe są najczęstszym koreańskim deserem. Przy czym słowo „sezonowe” ma tutaj kluczowe znaczenie, bo owoce dostępne w koreańskich marketach czy na ulicznych straganach w zdecydowanej większości nie pochodzą z importu, lecz są w uprawiane na Półwyspie Koreańskim. Część spośród owoców, które jemy w Korei, zapewne świetnie znacie – choć niekoniecznie w tych samych odmianach. Jest jednak kilka wyjątków specyficznych wyłącznie dla Korei i okolic; to właśnie przede wszystkim na nich chciałbym się w tym wpisie skoncentrować. Chamoe - choć to melon, rozmiarem przypomina raczej... jabłko.  Źródło Zacznijmy od koreańskiego melona, chamoe ( 참외 ). Jest on znacznie mniejszy od swoich dostępnych w Europie kuzynów – długość tego owocu o jajowatym kształcie zwykle nie przekracza 15 cm. Skórkę ma gładką, żółtą, w białe podłużne paski. Miąższ podobny do melona miodowego, ale nieco twardszy i nie ...