Przejdź do głównej zawartości

Live from Australia: rejs wokół klifów Półwyspu i Wyspy Tasmana


Pora na kolejny odcinek pisanego niemal na żywo raportu z australijskiej podróży – tym razem opowiem Wam o wczorajszym rejsie wokół klifów Półwyspu Tasmana i Wyspy Tasmana. Nazwy obu formacji upamiętniają Abela Tasmana – holenderskiego żeglarza, który w grudniu 1642 r. jako pierwszy Europejczyk dopłynął do wybrzeży Tasmanii.


Charakterystyczne formacje skalne Cape Pillar

Po dniu odpoczynku, w czwartkowy poranek znów pobudka bladym świtem (a nawet w ciemnościach). Na śniadanie kilka garści czereśni z Bruny Island i chwilę po siódmej rano meldujemy się pod biurem naszego dzisiejszego touroperatora, Pennicott Wilderness Journeys. Na początek półtoragodzinna jazda busem przez Półwysep Forestier do Eaglehawk Neck – wąskiego, zaledwie 30-metrowego przesmyku łączącego ten ostatni z Półwyspem Tasmana. To właśnie tutaj rozpoczyna się morska część naszej wycieczki.


"Bliźniaczka" naszej łodzi spotkana u wybrzeży Wyspy Tasmana

Na otwartym, częściowo zadaszonym pokładzie 12,5-metrowej łodzi motorowej należącej do Pennicott Wilderness Journeys jest miejsce dla 42 pasażerów. Siedzenia, wyposażone w pasy bezpieczeństwa, ustawione są w rzędach po cztery. Wyjątkiem jest pierwszy rząd na dziobie, w którym znajdują się tylko dwa siedzenia i oczywiście to właśnie je wybraliśmy 😈 (inna sprawa, że nikt ze współpasażerów specjalnie się nie kwapił, by je zająć…). Przed rozpoczęciem rejsu każdy z uczestników wycieczki otrzymał długą czerwoną nieprzemakalną i wiatroszczelną pelerynę z kapturem. Dla potrzebujących były również tabletki imbirowe przeciwko chorobie morskiej.


Ruszamy w drogę!

Zapinamy pasy i ruszamy w drogę. Morze dzisiaj wyjątkowo spokojne i tylko od czasu do czasu zdarza się nam „podskok” na grzbiecie fali. Trawersujemy Pirates Bay i docieramy do pierwszej atrakcji - wyrzeźbionych w skale łuków, Tasman Arch i Devils Kitchen. Po krótkiej sesji zdjęciowej czas ruszać dalej. Kolejny przystanek to Waterfall Bay – zatoka, która swą nazwę zawdzięcza 80-metrowym kaskadom wody spływającym do morza ze szczytu klifu.


U stóp skalnego łuku...

... i pod nim

Następny etap podróży to trawers Fortescue Bay; z otaczających zatokę skalnych platform obserwują nas dziesiątki mew i kormoranów. Po chwili osiągamy przylądek Cape Hauy z jego ikonicznymi formacjami The Totem Pole i The Candlestick. Tu czeka nas pierwsze spotkanie z wylegującymi się na klifie kotikami.


The Totem Pole i The Candlestick

No i co się gapisz!

W drodze do następnego punktu naszej wycieczki, Wyspy Tasmana, szyper nagle wykonuje gwałtowny zwrot i zatrzymuje łódź (fundując nam przy okazji prysznic 😂) - okazuje się, że wypatrzył parę baraszkujących w wodzie delfinów! O zdjęciach nie ma mowy – sympatyczne morskie ssaki pojawiają się na kilka sekund nad powierzchnią wody po lewej stronie łodzi, by dosłownie za chwilę ukazać się na równie krótki moment po prawej i ostatecznie zniknąć w morskich odmętach.


A może czas na małą wspinaczkę?

Widownia

Kolejny (tym razem zaplanowany) przystanek to Wyspa Tasmana. To miejsce dobrze znane miłośnikom żeglarstwa – u wybrzeży wyspy przebiega bowiem rokrocznie trasa jednych z najsłynniejszych regat na świecie, Sydney-Hobart. Na wyspie o powierzchni zaledwie 1200 metrów kwadratowych znajduje się stacja meteorologiczna oraz zbudowana w 1906 r. latarnia morska. Jako że wybrzeża wyspy to strome klify o średniej wysokości 280 metrów, dostarczenie żywności i innych środków niezbędnych do życia latarnikowi było nie lada wyzwaniem. Dostarczone łodzią produkty wciągano na zbudowaną na klifie drewnianą platformę przy użyciu specjalnego wyciągu. W 1976 r. tradycyjna latarnia morska została zastąpiona przez automatyczną i od 1977 r. platforma i wyciąg pełnią głównie rolę atrakcji turystycznej.


To właśnie tutaj wygłodzony latarnik z Wyspy Tasmana
czekał na kolejną dostawę... 

U podnóża Wyspy Tasmana kolejne spotkanie i sesja zdjęciowa z wdzięcznymi choć nie najpiękniej pachnącymi kotikami i ruszamy w dalszą drogę. Kolejny punkt wycieczki to przylądek Cape Pillar z charakterystyczną formacją skalną The Blade – to właśnie tutaj klify Półwyspu Tasmana osiągają maksymalną wysokość 300 metrów, co czyni je najwyższymi w całej Australii.


Między nami kotikami...

Opływamy przylądek i kierujemy się na północ. Klify stopniowo obniżają się i niebawem osiągamy punkt docelowy naszej wycieczki, Port Arthur. To właśnie tu mieściła się utworzona w 1833 r. największa australijska kolonia karna, do której w latach 1833-1850 zesłano ponad 1100 więźniów z imperium brytyjskiego. Przypomina o tym muzeum na otwartym powietrzu, będące jedną z głównych atrakcji turystycznych Tasmanii. Miasteczko Port Arthur zapisało się też krwawo w najnowszej historii Australii: pod koniec kwietnia 1996 r., 28-letni Martin Bryant zastrzelił tu 35 osób i ranił kolejne 23.


Zostawiamy za rufą Wyspę Tasmana...

Po lunchu w Port Arthur czeka nas jeszcze wizyta u lokalnego producenta czekolady (o wiele lepszej niż ta z Bruny Island) oraz na farmie lawendy. Na koniec krótki postój przy kolejnej unikalnej klifowej formacji skalnej - Remarkable Cave i ruszamy w drogę powrotną do Hobart. Do hotelu docieramy zmęczeni, ale pełni wrażeń. Po raz kolejny przekonuję się, że australijscy touroperatorzy nie mają sobie równych jeśli chodzi o organizację wycieczek – ciekawy program, miejscowi przewodnicy, dla których praca jest nie tylko źródłem zarobku ale i pasją, a przede wszystkim niespotykana chyba nigdzie indziej na świecie troska o środowisko naturalne.


Prawie jak w Prowansji...

Dzisiaj dzień zasłużonego odpoczynku, a jutro z samego rana ruszamy na północ, by zniknąć na dobre w Cradle Mountain National Park. Mam jednak nadzieję, że wcześniej zdążę napisać Wam kilka słów o Hobart. Zatem – do napisania! 😊

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Zakup mieszkania w Korei

W ostatnich latach rynek mieszkaniowy w Korei Południowej rozwija się dynamicznie – żeby nie powiedzieć, że w zastraszającym tempie. Zakup mieszkania – szczególnie w Seulu – jest (póki co) dobrą inwestycją. Wiele osób kupuje mieszkania na wynajem w systemie wolse czy jeonse . Zdarzają się jednak i tacy, którzy „kupują” mieszkanie jeszcze przed rozpoczęciem budowy – tylko po to, żeby sprzedać je z zyskiem w momencie, gdy będzie gotowe do zamieszkania. Słowo „kupują” znalazło się w cudzysłowie nieprzypadkowo – tego typu inwestycja wymaga bowiem wpłaty na konto wykonawcy jedynie 10% wartości mieszkania. Kolejne 50% wartości pożycza wykonawcy bank w formie nieoprocentowanej pożyczki, której gwarantem staje się kupujący. W momencie, kiedy mieszkanie jest gotowe do zamieszkania, kupujący musi zapłacić wykonawcy pozostałe 40% wartości mieszkania oraz rozliczyć się z bankiem (albo zamienić nieoprocentowaną pożyczkę na oprocentowany kredyt). Nic więc dziwnego, że gdy budowa dobiega końca,

Wynajem mieszkania w Korei

Dzień dobry z Pohang! Pod dwóch odwołanych z powodu ataku zimy lotach, wreszcie udało się nam dotrzeć na przeciwległy kraniec Półwyspu Koreańskiego. Zasadniczym celem naszej wizyty jest kupno mieszkania - zainspirowało mnie to do napisania nieco o rynku nieruchomości w Korei. Na początek, słów kilka na temat bardzo tu popularnego wynajmu mieszkań.

Kult zmarłych w Korei

W Polsce dziś Dzień Wszystkich Świętych, a w Seulu dzień jak co dzień. Tym niemniej, to dobra okazja, żeby napisać parę słów na temat kultu zmarłych w Korei.