Przejdź do głównej zawartości

Owocowy zawrót głowy


Nie wyobrażam sobie życia bez owoców. Na szczęście Koreańczycy również. To właśnie owoce sezonowe są najczęstszym koreańskim deserem. Przy czym słowo „sezonowe” ma tutaj kluczowe znaczenie, bo owoce dostępne w koreańskich marketach czy na ulicznych straganach w zdecydowanej większości nie pochodzą z importu, lecz są w uprawiane na Półwyspie Koreańskim. Część spośród owoców, które jemy w Korei, zapewne świetnie znacie – choć niekoniecznie w tych samych odmianach. Jest jednak kilka wyjątków specyficznych wyłącznie dla Korei i okolic; to właśnie przede wszystkim na nich chciałbym się w tym wpisie skoncentrować.

Chamoe - choć to melon, rozmiarem przypomina raczej... jabłko. Źródło

Zacznijmy od koreańskiego melona, chamoe (참외). Jest on znacznie mniejszy od swoich dostępnych w Europie kuzynów – długość tego owocu o jajowatym kształcie zwykle nie przekracza 15 cm. Skórkę ma gładką, żółtą, w białe podłużne paski. Miąższ podobny do melona miodowego, ale nieco twardszy i nie tak słodki. Pestki są na tyle delikatne, że nie trzeba ich usuwać. Choć tegoroczne chamoe pojawiły się w sklepach już 2-3 tygodnie temu, najlepiej smakują w szczycie sezonu – w maju i czerwcu.

Tym razem owoc o wyglądzie jabłka okazał się być... koreańską gruszką, bae! Źródło 

A teraz wyobraźcie sobie gruszkę – tyle, że o kształcie… jabłka. Wielkiego jabłka, wymiarami przewyższającego polskiego Ligola. Twarda i chrupiąca, a zarazem słodka i soczysta... Taka jest właśnie koreańska gruszka, bae () 😋 Istotną zaletą tego owocu jest jego trwałość – dzięki temu można go kupić praktycznie przez cały rok, choć w lipcu i sierpniu zwykle nie jest już tak apetyczny jak chociażby teraz. Gruszkę bae można jeść saute, ale świetnie sprawdza się również jako dodatek do różnych potraw, np. krótko fermentowanych odmian kimchinabakkimchi i dongchimi, koreańskiego chłodnika – mulhoe, czy serwowanego na zimno makaronu z bulionem – naengmyeon. Bae jest też nieodzownym elementem charye – posiłku spożywanego wspólnie ze zmarłymi przodkami w największe koreańskie święta, Seollal i Chuseok.

Pomidor? Nie - to persymona! Źródło

Ilekroć widzę w naszym lokalnym markecie kolejny owoc będący bohaterem tego postu – średniej wielkości, okrągły, o pomarańczowo-czerwonym zabarwieniu, mam wrażenie, że to… wyrośnięty pomidor 😆 Na wyglądzie zewnętrznym podobieństwa jednak się kończą – przede wszystkim dlatego, że miąższ persymony (gam, ), bo o niej tu mowa, jest dużo, dużo, dużo… dużo słodszy. Z tego co pamiętam, w Polsce czasem można było kupić persymonę jako kaki lub szaron – jednak żaden z tych owoców nie dorównywał w smaku odmianie uprawianej w Południowo-Wschodniej Azji. W zależności od odmiany, miękki i nieco włóknisty lub nieco twardszy – o konsystencji podobnej do twardej śliwki, miąższ persymony skrywa cztery płaskie, brązowe pestki. Persymona – dostępna w sklepach późną jesienią i zimą – nadaje się do jedzenia na surowo; jednak również suszone owoce persymony mogą okazać się „wciągającą” słodką przekąską 😋

Halabong - specjał z wyspy Jeju. Źródło

Nasz kolejny bohater, halabong (한라봉), wygląda jak pomarańcza, u której w wyniku nieprzestrzegania odpowiedniej diety rozwinęła się otyłość pośladkowo-udowa typu gruszka 😝 Przy bliższym poznaniu, halabong okazuje się być krzyżówką pomarańczy z mandarynką. Skórka bardzo łatwo oddziela się od miąższu, który jest nieco słodszy i delikatniejszy niż w przypadku pomarańczy, ale nie tak „perfumowany” jak mandarynka. Halabong dojrzewa w koreańskim raju spożywczym – na wyspie Jeju i pojawia się w sklepach na przełomie listopada i grudnia.

Ten banan to nie banan! To banapple! Źródło

Jeśli miałbym kiedykolwiek dołączyć do grona tzw. eurosceptyków, to wyłącznie z powodu… bananów. Dzięki unijnej definicji (w tym wypadku długość NAPRAWDĘ się liczy), w Europie jesteśmy jesteście skazani głównie (może za wyjątkiem Półwyspu Iberyjskiego) na banany importowane z Ameryki Południowej i Środkowej. Wprawdzie w Korei tych owoców również się nie uprawia, ale większość importowanych bananów pochodzi nie z Ameryki, lecz z pobliskich Filipin. Filipińskie banany są krótsze od swoich amerykańskich kuzynów; różnią się od nich również dużo słodszym i bardziej „treściwym” miąższem z widocznymi czarnymi drobnymi pestkami. Z Filipin pochodzi też banapple – „dziwoląg”, który pojawił się ostatnio w koreańskich sklepach. Zgodnie ze swoją nazwą, banapple to banan o smaku… jabłka. Krótszy niż typowe filipińskie banany (według europejskich standardów zapewne zostałby zakwalifikowany jako pół banana) i o nieco twardszym miąższu, banapple wyróżnia się delikatnym posmakiem zielonego jabłka 😲

Nie wiem jak Wy, ale my o tej porze roku codziennie jemy truskawki... Źródło

Jak już wspominałem, w Korei uprawia się również większość dobrze znanych w Polsce owoców. Od grudnia zajadamy się truskawkami 😋 Już za chwilę u ulicznych sprzedawców pojawią się świeżutkie, słodkie i aromatyczne mango, a miesiąc po nich czereśnie – choć akurat te ostatnie importowane ze Stanów Zjednoczonych. Czerwiec i lipiec to sezon na śliwki, brzoskwinie i nektaryny. W upalne lato, nic nie ugasi pragnienia lepiej od schłodzonego w lodówce arbuza – w Korei dostępnego także w odmianie bezpestkowej. W sierpniu w sklepach pojawiają się winogrona – jednak nie te importowane, o przesłodzonych owocach wielkości przepiórczego jaja, lecz drobniejsze lokalne odmiany o grubszej, cierpkiej (zwykle niejadalnej) skórce i słodkim (choć nie do przesady), galaretowatym miąższu. Jesień to również pora na jabłka, których odmian nie jest może tak wiele jak w Polsce, ale za to są równie smaczne. Podobnie jak w naszym kraju, o zbliżających się nieistniejących świętach Bożego Narodzenia przypominają wszechobecne mandarynki – podobnie jak halabong pochodzące z koreańskiego spichlerza – wyspy Jeju. Przyznajcie sami – tytuł „Owocowy zawrót głowy” jest tutaj jak najbardziej na miejscu!

Komentarze

  1. Zapomniałeś dodać ,że owoce w Korei sa dosyć drogie :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc, w przypadku owoców nigdy - czy to w Polsce czy tutaj - nie zastanawiałem się, czy są drogie czy nie. Były i są dla mnie nieodzowne! Ale to fakt, owoce (szczególnie - dobrej jakości) tanie tutaj nie są.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Zakup mieszkania w Korei

W ostatnich latach rynek mieszkaniowy w Korei Południowej rozwija się dynamicznie – żeby nie powiedzieć, że w zastraszającym tempie. Zakup mieszkania – szczególnie w Seulu – jest (póki co) dobrą inwestycją. Wiele osób kupuje mieszkania na wynajem w systemie wolse czy jeonse . Zdarzają się jednak i tacy, którzy „kupują” mieszkanie jeszcze przed rozpoczęciem budowy – tylko po to, żeby sprzedać je z zyskiem w momencie, gdy będzie gotowe do zamieszkania. Słowo „kupują” znalazło się w cudzysłowie nieprzypadkowo – tego typu inwestycja wymaga bowiem wpłaty na konto wykonawcy jedynie 10% wartości mieszkania. Kolejne 50% wartości pożycza wykonawcy bank w formie nieoprocentowanej pożyczki, której gwarantem staje się kupujący. W momencie, kiedy mieszkanie jest gotowe do zamieszkania, kupujący musi zapłacić wykonawcy pozostałe 40% wartości mieszkania oraz rozliczyć się z bankiem (albo zamienić nieoprocentowaną pożyczkę na oprocentowany kredyt). Nic więc dziwnego, że gdy budowa dobiega końca,

Wynajem mieszkania w Korei

Dzień dobry z Pohang! Pod dwóch odwołanych z powodu ataku zimy lotach, wreszcie udało się nam dotrzeć na przeciwległy kraniec Półwyspu Koreańskiego. Zasadniczym celem naszej wizyty jest kupno mieszkania - zainspirowało mnie to do napisania nieco o rynku nieruchomości w Korei. Na początek, słów kilka na temat bardzo tu popularnego wynajmu mieszkań.

Kult zmarłych w Korei

W Polsce dziś Dzień Wszystkich Świętych, a w Seulu dzień jak co dzień. Tym niemniej, to dobra okazja, żeby napisać parę słów na temat kultu zmarłych w Korei.